Kłopotliwy eksponat w kolekcji

Ponieważ już wcześniej pochwaliliśmy się, że piszemy, jeździmy na rowerach i zwiedzamy okolice, fotografując prześliczne okoliczności przyrody i nie tylko, dziś odkryjemy przed wami kolejną kartę.
Tak, tak, zainteresowań mamy na pęczki i jeszcze trochę pochowanych w workach. Dziś przyznajemy, tak, lubimy kamienie. Nie, żeby zaraz paskudny fetysz, albo wybijanie sąsiedzkich okien. Po prostu, zbieramy minerały. Kamienie, które (być może tylko w naszych i tysiącach oczu fascynatów) są piękne, eleganckie i trochę magiczne. No dobra, w to, że są magiczne, wierzy tylko połowa z nas. Nie powiemy, która, bo nie mamy w zwyczaju tak dużo o sobie ujawniać.
Poznajcie ametyst. Kamień niezwykły i fioletowy .
Dobra, powiemy o ametyście troszeczkę więcej.
Kropla fioletu zastygła w skale ( czasem też staramy się być poetyccy 🙂 ). Przepiękny, już w starożytności doceniany przez Greków, którzy wysoko cenili nie tylko jego walory estetyczne, ale wierzyli też w bardzo pragmatyczne właściwości tego minerału. Greccy dostojnicy nader chętnie pijali wino z ametystowych kielichów, gdyż kamień ów słynął z tego, że chroni przed alkoholowym odurzeniem i pozwala zachować czystość umysłu.
Zapewne i dziś, niejedna zapobiegliwa żona z przyjemnością potraktowałaby swego małżonka niczym czystej krwi Greka i zapewniła sobie przytomność ślubnego podczas rodzinnego spotkania. Owym żartownisiom spieszę donieść, że wcale, ale to wcale nie trzeba zamawiać kielicha z czystego ametystu i naprędce wymyślać odpowiedzi na pełne zdziwienia pytania małżonka:
– No, ale dlaczego mam pić wódkę z niebieskiej szklanki? Wszyscy piją z kieliszków, dlaczego ja ze szklanki?
Wystarczy, drogie panie, niewielki (choć na tyle duży, by rozochocony biesiadnik nie połknął go przypadkiem, nie zakrztusił się i sam nie przybrał intensywnie śliwkowej barwy na licu – który to kolor, skądinąd piękny, na twarzach jest zdecydowanie niepożądany) kamyk, który wrzucamy do naczynia małżonka. Kto spostrzegawczy, pewnie powie:
Głupio baba gada. Jak mam staremu wrzucić kamień do kieliszka i to jeszcze w rozmiarze, by ten go nie zauważył i w dodatku nie połknął?
I słusznie powie. Nie da się. Jak ktoś sposób odkryje, niech się nim podzieli. Mi do głowy przychodzi tylko zamiana kieliszków na kubki, ale mam wątpliwości, czy taka operacja jest aby na pewno w naszym interesie.
Prozaicznie:
Przezroczysta odmiana kwarcu mlecznego (SiO2) o zabarwieniu fioletowym (barwę zawdzięcza obecności żelaza i promieniowaniu radioaktywnemu).
Biżuteria z ametystami najpiękniej prezentuje się w świetle naturalnym, w sztucznym traci nieco ze swojego uroku ze względu na spektrum światła ubogie w pasmo fioletu. Warto też mieć na uwadze, że ametyst powoli, acz systematycznie, pod wpływem światła traci intensywność swej barwy. Dlatego, w starej biżuterii, ametysty są bledsze i mniej nasycone kolorem niż okazy świeżo wydobyte.
Ezoterycznie:
Ametystom przypisuje się mnóstwo magicznych i zdrowotnych właściwości. Potęguje intuicję, wzmacnia zdolności parapsychiczne, rozbudza uczucia u płci przeciwnej, uspokaja emocje i pomaga je kontrolować, leczy nerwice, bóle głowy, przyspiesza regenerację, zalecany przy problemach z bezsennością, oczyszcza krew, wspomaga pracę gruczołów. Jest symbolem czystości duchowej i fizycznej. Ponoć likwiduje, u noszących go, złe myśli i nieszczere intencje. I dlatego są rewelacyjnym prezentem dla teściowej. I dla teścia. W ogóle, warto zasypać ich ametystami. Najlepiej kilkoma tonami prosto z wywrotki 🙂
Jako talizman chronił przed trucizną. Służył też za swoisty barometr. Ponoć zmiana jego barwy w ciągu dnia zwiastuje wiatry i burze.
W celach leczniczych należy natrzeć nim skronie i położyć między brwiami. Później schować pod poduszką.
Woda ametystowa ma ponoć rewelacyjny wpływ na naszą cerę, a niektórzy zalecają wkładanie kamienia do słoiczka z kremem by wzbogacić jego właściwości.
I wszystko już wiemy. Wkładamy go w kieliszki, do kremów, do wody i pod poduszkę, nacieramy nim skronie. Nie nacieramy teściów.
UWAGA!!!
Wiadomości zawarte w artykule w większości pochodzą z internetu. Odpowiedzialność za działanie bądź niedziałanie sporządzonych preparatów spoczywa więc na nim, a nie na nas 🙂