Tag Archives: blog Arek

Bitwa pod Legnicą

  • ARK_0979x
  • ARK_0984x
  • DSC_7545x
  • ARK_1126x
  • ARK_1006x
  • ARK_1004x
  • DSC_7732x
  • DSC_7729x

Tatarzy rwali się do bitwy, konie chrapały i gryzły wędzidła. Batu-chan-Ordu patrzył na zakutych w stal rycerzy i w myślach rachował korzyści, jakie przyniesie mu ta bitwa.

Wzniósł dłoń i oddział ruszył na chrześcijan. Tatarzy popuścili cugli i konie natychmiast uderzyły w cwał. Radosna była ta gonitwa, ten słoneczny dzień i ziemia, która już niedługo miała pokosztować krwi mongolskiej i polskich rycerzy. Ale to za chwilę. Za moment zewrą się szyki i dojdzie do krwawej rozprawy. Teraz jest świst wiatru w uszach, pęd chłodzi rozgrzane policzki. Jest huk kopyt i klekot bijących mieczami o tarcze Polaków.

Chmura puszczonych strzał przesłoniła niebo i z gwizdem spadła na polskie rycerstwo. Większość ze stukotem odbiła się od tarcz, ale część zbierała krwawe żniwo. Batu-chan-Ordu nie dał przeciwnikowi czasu na zwarcie szeregów, tylko gnał na czele hałłakujących janczarów.

Henryk przeżegnał się znakiem krzyża, popatrzył posępnie na szarżującą hordę.

– Nastała wiekopomna chwila – zaczął, ale umilkł. Spojrzał raz jeszcze na wroga, splunął pod nogi i uśmiechnął się pod wąsem. – Chłopaki, Anka prosiła, żebym nie spóźnił się na obiad, a wiedzcie, że dziś na deser jest legumina, w której znalazłem szczególne upodobanie. Może chodźmy im po prostu wpieprzyć i wracamy do domu.

Zapadła cisza i tylko Mieszko, nie bez kozery zwany Otyłym, wskoczył na konia i wrzasnął.

– Gotować się hałastra, słyszeliście, będzie legumina, a pani nie lubi czekać z obiadem.

I tak ruszyli w bój.

Tak było i mieliśmy okazję to zobaczyć. Nie, żebyśmy byli aż tacy starzy, co to, to nie. Pyszną rekonstrukcję bitwy obejrzeliśmy w Legnickim Polu. Rzecz jasna, widowisko uwieczniliśmy na zdjęciach. Zapraszamy.

Spis treści

Jak rozpoczęliśmy majówkę

  • ARK_0910x
  • ARK_0915x
  • ARK_0933x
  • ARK_0947x
  • ARK_0958x
  • ARK_0967x
  • P4300037x
  • P4300018x

Wreszcie zdecydowaliśmy się na poważniejszy wypad rowerowy. Spakowaliśmy sprzęt i pojechaliśmy do Wąwozu Myśliborskiego. Trasę znamy z pieszych wycieczek i wypadów na grilla, ale tym razem mieliśmy przetestować nasze nowe wehikuły i sprawdzić siłę mięśni ud.

Jedno z nas już na samym początku złapało zadyszkę. Cóż, myślę sobie, pierwsza górka – pierwszy kryzys. Z pewną obawą patrzyłem na drugą i trzecią górkę. W ogóle, górek było przed nami co nie miara. Szczęściem, słabsza i dysząca, choć niewątpliwie ładniejsza część naszego duetu, posapała, wypiła swój napój, moją wodę, popatrzyła przed siebie posępnie, wsiadła na rower i pojechała. Ot, tak. Nie, żeby do samego końca kręciła równo pedałami. Co chwilę się zatrzymywała i wrzaskami płoszyła dziką zwierzynę. Nie wiem, jaki okrzyk rodowy mieli jej zacni przodkowie, ale dam sobie rękę uciąć przy samym łokciu, że były w nim jakieś: “Och” i “Łap tego”. No to łapałem. Bo tylko ja wziąłem sensowny sprzęt. Żona wzięła tylko małpkę i mogła sobie pstryknąć jeno kwiatek w makro, który i tak wyszedł do dupy ślicznie, choć ziarno takie, że zęby bolą.

Zatem dajemy wam możliwość ponapawania się roślinnością endemiczną, pospolitą i kilkoma naprawdę ładnymi widoczkami. A, i kwiatek w makro 🙂

Spis treści

 

Dawno dawno temu w odległej galaktyce

Dawno, dawno temu, w odległe galaktyce, żyli rycerze Jedi. Słynęli z mądrości, mentalnych sztuczek, mieczy świetlnych i tego, że było ich mało. Tak mało, że groziło im wyginięcie. Z niewiadomych przyczyn nie rozmnażali się chętnie, a jeśli już im się zdarzyło, nie opiekowali się swoim potomstwem. Z tego...
Zobacz więcej

O tym, jak zielona trawa, świergolące ptaszki i budzące się ze snu zimowego muchy wpychają mnie do piaskownicy

  • PB010015x
  • PA231526x
  • P5071097x
  • P2060704x
  • ARK_0842xx

O tym, jak zielona trawa, świergolące ptaszki i budzące się ze snu zimowego muchy wpychają mnie do piaskownicy

 

Wiosna. Nareszcie wrzucamy swetry na dno szafy, wygrzebujemy z komód sandały, szukamy czapeczki z daszkiem i przesadzamy kwiaty. Czysta radość. Nagle, choć nikt się do czynszu nie dorzuca, okazuje się, że dzielimy mieszkanie z liczną grupą zielonych współlokatorów. Na co dzień są mili i niekłopotliwi, ale gdy nadejdzie ten magiczny czas, kupujemy im doniczki, żwir, piasek i ziemię. Żeby jeszcze wszyscy chcieli siedzieć w takiej samej. No nie.

Ten chce torfu, tamten ogrodowej, ten do sukulentów, że o fanaberiach storczyków nie wspomnę. Zatem uzbrojony w łopatkę, worki z ziemią i piaskiem, kamyczki, żwirki, mnóstwo folii i miskę siadam i przesadzam.

Raz w roku, wiosną, cały przedpokój staje się wielką piaskownicą i należy tylko do mnie. Gdy byłem małym, pulchnym brzdącem i w piaskownicy klepałem łopatką babki, recytowałem śmieszne wierszyki.

Dziś, robię mieszanki, układam dreny, napełniam foremki ziemią. Tylko spodenki mam nieco większe niż przed laty i nie kręcą się obok dziewczynki z warkoczykami, ale pod nosem, tak, by nikt nie usłyszał, wymruczę tyle, ile jeszcze pamiętam: „Babko, babko udaj się, jak się nie udasz to cię zjem”.

Spis treści