Pani Pogorzelska rusza na łowy.

Wpis zawiera lokowanie produktu.

Pani Pogorzelska obudziła się nie w humorze. Nie dość, że Zosia niedokładnie zaciągnęła zasłony i słońce już o świcie rozjaśniło pokój, to w dodatku, pod oczami znalazła cienie, jak nie przymierzając, u pospolitej robotnicy. A pani Pogorzelska, choć nie próżnowała, z pospolitymi robotnicami nie miała nic wspólnego. Przysypała pudrem błyszczącą się od kremu skórę i doszła do wniosku, że pod grubą warstwą Tokalonu, wygląda jak kaliszowska szrajerka.

– Zosiu! – zawołała.

Drzwi natychmiast otwarły się i do pokoju wpadła służąca.

– Zosiu. Niech mnie Zosia dzisiaj uczesze tak, jak wtedy, gdy szłam do pani Zagłobnej. Pamięta Zosia, jak?
– Tak, proszę pani.
– I niech Zosia coś zrobi z tym pudrem. – Wskazała na policzek. – Przecież to wygląda okropnie. No niech Zosia zobaczy.

Naciągnęła skórę przy ustach, gdzie kosmetyk zbił się w beżowe wałeczki. – Wszystko jest coraz gorszej jakości. Reklamują to jak jakieś cudo, płacić każą jak za złoto, a co dostaję? No przecież to wygląda jak zafarbowana mąka. – Pani Pogorzelska z obrzydzeniem zajrzała do słoiczka w jednej trzeciej wypełnionego cennym proszkiem.
Zosia słuchała ze spuszczoną głową. Już dawno nauczyła się, że pani nie lubi, by jej przerywano, a słuchacz winien być zaszczycony okazanym mu zaufaniem. Nasączyła wacik różaną wodą i, gdy pani umilkła, starła zbity w zmarszczkach puder i zajęła się fryzurą.

Choć coraz trudniej było ukryć pod makijażem upływające lata, suknia leżała idealnie. Wspaniale podkreślała kibić, a wąskie rękawy trzymały w karbach zwiotczałe ramiona. Pani Pogorzelska obracał się przed lustrem bardzo kontenta. Za nic miała współczesną, mordującą kobiece kształty modę. Nie po to ściskała się ciasno gorsetem, by później ukrywać talię pod cherstonówką, albo zasłaniać apetyczny dekolt. Tylko szyję owinęła szalem. Jedwab przyjemnie chłodził skórę, a, co ważniejsze, zasłaniał to, co ukryć było najtrudniej. Bo szyja pani Pogorzelskiej każdą wiotką fałdką i każdą bruzdą przypominała, że upływające lata nie są łaskawe dla urody. Zwłaszcza kobiecej.

Wreszcie odprawiła Zosię do kuchni i spróbowała skupić się na lekturze, ale perypetie pierdołowatej Stefki zupełnie jej nie obchodziły. Oczy śledziły tekst, ale myśli ruszyły samopas w zupełnie inne tereny. Pani Pogorzelska wzdychała, wierciła się na sofie, ale co by nie zrobiła, wciąż czuła jakby ktoś zamknął w niej pragnącego wydostać się na zewnątrz ptaka. Coś ją podrywało i nie pozwalało skupić się na lekturze. Nawet sprowadzony z Krakowa numer Zwrotnicy wydawany przez tego dziwaka, Peipera, nie przykuł jej uwagi. Myśli wciąż odpływały i krążyły wokół pana Mieczysława i dzisiejszej wizyty. Przyjdzie czy nie, myślała. Powinien przyjść. Przecież obiecał. Jak żywy stanął jej przed oczami ten wieczór, gdy w holu przywarła do jego ramienia i wystawiła mu twarz do pocałunku. A on, miast wbić się w jej usta mięsistymi wargami, zwyczajnie się z nią pożegnał. Nie wykorzystał kobiecej słabości. Nie uwiódł, nie porwał. Obiecał przynieść fanty na dobroczynny bal. Skłonił się i wyszedł. Jak na dżentelmena przystało.

– Ale dlaczego. – Zamknęła z trzaskiem książkę. – Zobaczymy, kochasiu – syknęła – ile w tobie z tego dżentelmena zostanie, gdy zobaczysz mój dekolt.

Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek u drzwi. Szybko upozowała się na leżance, poprawiła poduszkę i na powrót otwarła książkę.

– Dzień dobry. – Pan Miecio zatrzymał się w progu i ukłonił się nieco przesadnie.
Rozglądał się po pokoju, znać, nieprzyzwyczajony do składania wizyt w alkowie.
– Panie Mieczysławie. – Pogorzelska udała zaskoczoną wizytą. – Wybaczy mi pan, mój domowy strój, ale nie spodziewałam się pana tak wcześnie.

Podniosła się z leżanki powoli, leniwie, zupełnie bez wysiłku.

Pan Miecio przełknął głośno ślinę, bo pani Pogorzelska zafalowała piersią i zdawało mu się, że materiał za chwilę trzaśnie, a ściśnięte kule niepomne na konwenanse wyrwą się na wolność.

– Ja, ten. – Zaschło mu nagle w ustach, a w głowie, choć myśli galopowały jak szalone, czuł dziwną pustkę. – Przyniosłem te fanty, co pani prosiła. – Wyciągnął z kieszeni kordonkowe wstążki. – Zakładki do książek – powiedział. – Mamusia na szydełku zrobiła.

Pani Pogorzelska zmrużyła oczy. Nie wiedziała, czy sobie z niej żartuje, czy faktycznie jest aż tak oryginalny.

– Jestem pewna – powiedziała – że cierpiące na skrofuły dzieci będą panu wdzięczne. I pana mamusi, rzecz jasna. Chyba nawet sama jedną zalicytuję. Będzie pasowała do książki. – Przesuwała zakładkę między palcami, powoli, zmysłowo, jakby gładziła zwierzę. – Jak pan myśli?

Zakładki pani Pogorzelskiej nie mogliśmy sfotografować, gdyż zaginęła podczas zawieruch dziejowych. Szczęściem, pani Katarzyna zrobiła dla nas podobne. Dzięki temu my napisaliśmy kolejny odcinek przygód panny Krysi, a wy możecie rozwiązać zagadkę, podziwiać kunszt Kasi i, rzecz jasna, sprawność literacką autorki 😀

Więcej wyrobów Katarzyny znajdziecie tutaj

Zagadka:
W którym miejscu znajduje się budynek, w którym pani Pogorzelska planuje wyprawić bal charytatywny.

Willa Bolka von Richthofena, ul. Bolesława Chrobrego 13.

Spis treści
Wcześniejszy odcinek
Następny odcinek

2 Responses

  1. Super wpis. Pozdrawiam 🙂

    • Bardzo dziękuję. Zaczyna mi się z tego kleić cała historia 😉

Leave a comment