Członkowie grup rekonstrukcyjnych dali z siebie, jeśli nie wszystko, to bardzo wiele. Stroje były wspaniałe, kobiety piękne, panowie dzielni. Działa pluły ogniem jak diabły, a strzelby grały wojenne melodie.
– Pierre! – Wojskowa markietanka obeszła namiot. Zajrzała za krzak głogu i sprawdziła przy ognisku, ale nigdzie nie znalazła chłopca. – Gdzie go znów poniosło? – parsknęła.
Wokół obozu, okrzykiwały się warty. Kto mógł, leżał przy ognisku, i choć Lieutenat Genetal zabronił upijać się przed jutrzejszą bitwą, nikt nie brał jego słów na poważnie. Manierka krążyła z rąk do rąk, a gdy skończyła się w niej berbelucha, żołnierze szybko znaleźli drugą, a później trzecią. Nie kryli się z niesubordynacją, bo i po co. Dowódca nie puszczyk, po ćmoku nie zobaczy, a i prawda była taka, że wyższe szarże, przedkładając własne towarzystwo nad rozmowy z szeregowcami, niechętnie wychodziły z namiotów.
Eve rozsiadła się przed namiotem. Ostatni klient, miast iść do siebie, chrapał obok wozu. Ogniska migotały jak horda wiosennych świetlików, którym przyszła fantazja skupić się na polanie i obsiąść ją gęsto. Tak cicho. Cisza przed burzą, jak mawiali tutejsi. Jasnowłosi chłopi z okrągłymi twarzami i lękiem w oczach. Eve ich nie lubiła. Nie podobał jej się ten dziki kraj, nie podobali żyjący tu ludzie. Nawet kurz wzbijany na ścieżkach wydawał się bardziej dokuczać, niż ten z ojczyzny. A Pierre znów zniknął.
– Głupi chłopak – westchnęła. – Kiedyś się doigra.
Nie miała obowiązku go niańczyć. Ani to jej dzieciak, ani nawet krewny. Skoro rodzice go nie upilnowali, dlaczego miałaby martwić się nim ona. A mimo to się martwiła. Chudzielcem, który pół roku wcześniej przyłączył do kompanii i odważnie zaproponował swoje usługi. Wyprężył się przed sierżantem i zażądał bębna. Taki był hardy. Dopiero śmiech cannonierów sprowadził go na ziemię, a i to nie do końca. Został przy taborach, kręcił po obozowisku, czyścił broń i nosił jedzenie, i wciąż miał nadzieję, że zostanie żołnierzem.
Uznała, że nie będzie dłużej na niego czekać i weszła do namiotu. Miała jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Nawet wojskowa dziwka nie powinna świecić gołym tyłkiem, a jej suknia popruła się już w zbyt wielu miejscach. Wystrzępiła na dole. Najwyższy czas załatać dziury. Zapaliła lampę i wtedy go dostrzegła. Pierre spał na burce w rogu namiotu, tuląc wystrugany z drewna bębenek. Uśmiechnęła się, odgarnęła chłopcu z oczu płową grzywkę.
– Śpij – wyszeptała – to Srebrna Góra. Może to nie tylko straszne, ale i magiczne miejsce? Może tu spełnią się twoje sny?
Pierre śnił, że maszeruje na czele oddziału. W wysokiej czapce i pięknym mundurze, a dowódca uśmiecha się do niego, kiwa z uznaniem głową.
Rankiem, ledwo przebrzmiało larum, Serpent-Major wcisnął w dłonie Pierrea bęben i wcisnął mu czapkę na głowę. Brudną, za dużą i pachnącą potem.
– Spili się – powiedział. – Jak świnie się schlali i ledwo na oczy patrzą. Dasz radę? – spytał.
Pierre wyprężył się przed dowódcą.
– Tak jest – powiedział zachwycony.
Wraz z porannym słońcem ruszyli pod twierdzę. Dłonie małego dobosza narzucały rytm i tempo maszerującej armii.
Bo sny się czasem spełniają.
*****
Przybyliśmy, zobaczyliśmy, sfotografowaliśmy. Widowisko pyszne i zrobione z takim rozmachem, że nie potrafimy wyobrazić sobie lepszego. Był huk armat
i wystrzały strzelb.
Nikt nie oszczędzał prochu ni doboszy.
Członkowie grup rekonstrukcyjnych dali z siebie wszystko.
Bardzo dziękujemy za fantastyczną sobotę. Tym, którzy nie byli i nie widzieli, możemy powiedzieć tylko dwie rzeczy. Żałujcie, a w przyszłym roku jeźdźcie i na własne oczyska i własne uszyska przekonajcie się, że warto.
Bardzo podobają mi się zdjęcia, zwłaszcza 3 ostatnie. Tylko tak trochę maławo 😛 Jak macie więcej, może warto by było zrobić z tego jakąś galeryjkę? Widzę, że w galeriach nic się nie zmieniło od jakiegoś czasu, a znacznie wygodniej tam będzie przeglądać większą ilość zdjęć 🙂
Bardzo dziękuję 🙂
Materiału mamy pod dostatkiem, ale przyznam, skupiłam się na pisaniu i trochę trudno mi się odrywać od literek. Dlatego zdjęć jest mniej. Postaram się to zmienić 🙂