W czasach, gdy nasi włochaci przodkowie zwieszali się z gałęzi, jak dojrzałe ulęgałki, a każda wyprawa na ziemię była wydarzeniem, w jednym z plemion urodził się dziwny chłopiec. Wyglądał jak każde inne zdrowe niemowlę, tylko miast lichej i rzadkiej szczeciny, był włochaty jak… No właśnie, był włochaty jak nikt inny. Ponieważ ludzie byli wtedy mniej przesądni, a bardziej tolerancyjni, nikt nie czynił mu z tego powodu wstrętów, a plemię wychowało go jak inne dzieci. Chłopcu nadano imię Kędziorek i na tym skończyło się wytykanie mu odmienności.
Jak się szybko okazało, Kędziorek nie tylko owłosieniem różnił się od współplemieńców. Lubił wczesnym rankiem wtulać twarz w wilgotne od rosy liście i potrafił zachwycać się kwiatem. Co wieczór też wdrapywał się na szczyt najwyższej czereśni i stamtąd, przy trelach pterodaktyla, podziwiał zachód słońca. Wzdychał wtedy rozdzierająco, bo piękne prospektum kusiło go, by zejść z gałęzi, wyprostować plecy i pognać tam, gdzie na horyzoncie majaczyła granatowa linia gór.
Niestety, pod drzewami ciągle siedziały wielkie jaszczury, które nie dość, że były łyse, to były też złośliwe. Cięgiem kłapały zębiskami i czekały, by któraś z włochatych gruszek straciła równowagę, lub się zagapiła i rymnęła prosto w ich otwarte paszcze.
W czasie, gdy Kędziorek nieroztropnie tracił czas, członkowie społeczności oddawali się prawdziwym rozrywkom. Bujali się na gałęziach i bawili w… To nieprzystojne nieistotne. Nie rozumieli Kędziorka, ale mu nie dokuczali, tylko czasem stare samice mądrze kiwały głowami i mówiły, że Kędziorek kiedyś z tych dziwactw wyrośnie.
Aż pewnego roku nastało wyjątkowo upalne lato. Kędziorek właśnie oddawał się jednej ze swoich ulubionych czynności. Trzymał się oburącz pniaka dzikiej czereśni tuż przy samym jej czubku i patrzył na świat, który z tej perspektywy był kusząco rozległy. Przypadkiem zauważył, że łyse gadziska syczą i wiercą się niespokojnie, a na ich gładkiej skórze wyrastają wielkie bąble. Kędziorek zrozumiał, że smokom jest za gorąco. Przyglądał się jak coraz częściej chodzą do wody, by się schłodzić i jak kurczą się, łuszczą i pokrywają krostami.
Plemię Kędziorka też cierpiało podczas suszy, ale ponieważ wszyscy mieli sierść, słońce nie spalało im skóry i nie robiły im się bąble. A gdy pobliska kałuża, z której zazwyczaj z narażeniem życia czerpali wodę, wyschła i odsłoniła spękaną ziemię, zebrali się na naradę. Krzyczeli i pohukiwali, a wtedy Kędziorek wstał i ogłosił, że zejdzie na ziemię i powędruje w poszukiwaniu wody. Jak powiedział, tak uczynił, a oni poszli wraz z nim. I tak oto dzięki kłakom ludzkość hycnęła nie tylko z drzewa na ziemię, ale i ewolucyjnie. A gady nie miały sierści i się zdegenerowały, skarlały, a nawet częściowo wymarły. Zamieniły się w żółwie, żmije i ropuchy. I bardzo dobrze się stało, bo pterodaktyl śpiewał paskudnie. Nie równać mu się ze słowikiem, czy Alison Moyet.
Tym historycznym rysem chcieliśmy was poinformować, że byliśmy na wycieczce w Przemkowie. Było pięknie, upalnie i słońce świeciło jak diabli. Jedno z nas jest włochate i nic mu się nie stało, a drugie okazało się gadem wrażliwe i się okropnie spiekło. Zobaczyłem rzeczy niezwykłe: trzciny, trawy, jeziorka i pejzaże, aż dech zapiera… no i żmiję na rowerze. Było warto.
Kędziorek – ładne imię dla dziecka :)))
PS. Super zdjęcie (pomost). jest w nim jakaś historia.
Fajna historia z tym Kędziorkiem! 😀 Chciałabym posłuchać kiedyś treli pterodaktyla. 😉
pięknie w tym Przemkowie! Zapachniało latem, szkoda, że już minęło 🙁 Te trzciny, trawy, woda, coś wspaniałego.
Ale tam teraz są wrzosy. Też piękne. A jakie kolorowe 😀
Przyznam, że czasem, gdy złapie mnie chandra, śpiewam domownikom. A niby dlaczego tylko ja mam cierpieć? Życzliwi twierdzą, że można to porównać do treli pterodaktyla, nieżyczliwi – że bardziej przypominam wuwuzelę 😀
Dzięki. Z tego zdjęcia mąż był szczególnie dumny, więc się ucieszy 😉
Szczęściem, dzieci nie mamy, więc nikt nam nie będzie wytykał głupich pomysłów przy wybieraniu imienia 😀